m. b. drozd
_
meditatio № 164 - ` Kiedy ranne `
▪
Powiem rzecz takową wam,
że mi jakoś nijak jest,
siedzę, myślę, piszę sam,
w tym przybytku świętych ścian.
Dziś mam, drodzy, wielką chęć,
narozrabiać i coś rzec ...
Więc napiszę wam dosadnie,
też tak róbcie, nie przesadniej:
_
» Wstaję rano, bo tak muszę,
wolę ogrzać dłużej duszę.
Dusza lubi wieczne spanie
i nie w sosie jej wstawanie.
Gdy budziki - terroryści
robią skok na moje uszy,
jak Pantera, ta różowa,
chowam wszystkie pod poduchy.
Po zamachu na mój sen,
zbieram myśli, jak dzień w dzień.
Jednak lękam się o siebie,
by z tych nerwów nie wyjść z siebie.
„Kiedy ranne wstają zorze”, *
chyba nic mi nie pomoże!
Części ciała rozrzucone!
Jejku, wszystko przepocone.
Zbieram skarby mego ciała,
bo tak dusza moja chciała.
Dusza w ciele ma zbyt dobrze,
Pan Bóg chyba z nią przedobrzył.
Głowę ściągam z chmur, no wiecie,
tak jak wszyscy na tym świecie,
nogi poukładam z wprawą,
by nie mylić lewej z prawą.
Ręce wyprostuję wzdłuż,
by na biodrach ukryć tłuszcz;
uszy znajdę w futerale,
gdyż z gitarą grają stale.
Nos ustawię prosto, w pion,
niech wyczuwa wszelki swąd;
myśli w mózg ze snów połapie,
by nie spały na kanapie.
Brzuch z żołądkiem utożsamię,
włosy machnę w długie ramię;
zęby – mam - lecz wyszczotkuję
i się wtedy „świetnie” czuję.
I pośpiesznie maszeruję,
no ... bo ... ktoś mnie wypatruje.
Czy to Nieba jest przedsionek?
Nie, to jest mój każdy dzionek«.
[ o5. o5. 2o11 ]
______
* z wiersza Franciszka Karpińskiego: „Kiedy ranne wstają zorze”
_ __ ___ ____ _____ ______ _________________ Xpuctoc Bockpece
|