Warning: mysqli_query() expects at least 2 parameters, 1 given in /index.php on line 71
ks. Moisey B. Drozd - Dies Et Mens i Dziecięca Kraina
Dies Et Mens
moisey bogdan drozd

     D I E S   ET   M E N S   [ 501 ]     

« Chrystusa nie poznają » ▪ [ esej, cz. 2 ]


moisey b. drozd
_

« Sztuka a cierpienie »

« Chrystusa nie poznają »



esej o Jerzym Nowosielskim

część 2


Dajmy w spokoju odejść dobremu człowiekowi, artyście, filozofowi …
Wieczny pokój Jerzemu Nowosielskiemu …

Jego życie upływało na nieustannym poszukiwaniu kontaktu z Bogiem i rozumieniu sensu Jego niepojętej ontologii. Tacy ludzie wychodzą ponad podziały, klasyfikacje, ponad przeciętność, eklezjalne sekciarstwo i miłują swoją Ideę nad życie. Malują Ją, piszą do Niej, komponują Ją, śpiewają do Niej, modlą się z Nią i do Niej i żyć nie potrafią bez Niej, bez Boga.



Dziwi mnie to, ze autorzy różnych tekstów o Jerzym Nowosielskim pragną Jego zamknąć w nierzeczywistych obszarach: Łemka, prawosławnego teologa (nie był teologiem, lecz wybitnym myślicielem), agnostyka, a co najgorsze – kogoś o nieokreślonej tożsamości, zaś to, iż Nowosielski czuł się Ukraińcem, nie może przejść niektórym przez gardło. Dlaczego Nowosielski świetnie mówił po ukraińsku? Dlaczego wstąpił do greckokatolickiego (ukraińskiego) monasteru i był w nim przez rok? Dlaczego?

Opowiadał mi (1990 roku), ze jako młodzieniec odwiedził Lwów. „Boża rzeczywistość była gdzieś daleko ode mnie” - wyznawał. Gdy jednak przekroczył próg lwowskiej galerii ikon, coś się w Nim wydarzyło. „Co to było?” – naiwnie zapytałem. Odpowiedział ze spokojem: „Światło, blask ikon zza światów i cierpienie. Już wiedziałem, gdzie mam iść”.


« Sztuka a cierpienie »



W maju 1991 roku w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim odbyło się sympozjum: „Sztuka a cierpienie”. Inicjatorem tego sympozjum była Scena Plastyczna KUL Leszka Mądzika. Otwierając to sympozjum, rektor KUL, ks. prof. Stanisław Wielgus – filozof, powiedział znamienne słowa, iż: „Treść autentycznej sztuki wynika z poszukiwania prawdy. Poszukiwanie zaś prawdy bez cierpienia nie istnieje”. Rzeczywiście, sztuka bez cierpienia pozbawiona jest tęsknoty za prawdą. Pozbawiona jest też głębi tworzenia.

Na sympozjum zaproszony był prof. Jerzy Nowosielski. Spotkałem Go w holu uniwersytetu. Poznał mnie, małomównie przywitał się ze mną. Zapytał mnie, co tu robię. Powiedziałem, ze śpieszę się na koncert chóru KUL poświęcony cierpieniu w sztuce. Nowosielski odpowiedział, ze także jest zainteresowany koncertem. Koncert odbył się na dziedzińcu uczelni. Było ciepło, cicho, piękny nastrój do koncertu. Zaproponowałem Jemu miejsce obok prorektora, ks. prof. Bolesława Bartkowskiego (muzykologa i mojego promotora). Repertuar koncertu oscylował w klimacie utworów dramatycznych, a kulminacją tego nastroju był utwór Antonio Lottiego (1666 - 1740) „Crucificsus”, tzw. polichóralny (na 8 – głosów, lub dwa chóry). „Imponujące dzieło” – po wysłuchaniu tego utworu taką recenzję wypowiedział Nowosielski. Na koniec koncertu wykonywany był mój utwór: «Отче наш» (Ojcze nasz, 8 - głosowy), także zachowany w dramatycznej narracji (mam nadzieję, ze nie będę posądzony o brak skromności). Dyrygentem chóru był prof. Kazimierz Górski, a koncert był doskonały. Bezpośrednio po koncercie aż rwałem się, aby zapytać Profesora, czy bez cierpienia możliwa jest sztuka? On spojrzał w dół, mówiąc: „Możliwa, ale co to za sztuka. Ja cierpię”.


« Chrystusa nie poznają »



Greckokatolicka cerkiew w Białym Borze jest diamentem w architekturze sakralnej. To w pełni dzieło prof. Jerzego Nowosielskiego. Od idei, po materię. Skąd wziął się pomysł, aby Nowosielskiego zaprosić do Białego Boru? Zamysł powstał w sercu i umyśle światłego człowieka, księdza, myśliciela i mistyka Józefa Ulickiego. Cichością i skromnością zdobył zaufanie w greckokatolickiej parafii. O tym wydarzeniu napisano dość dużo, dlatego skoncentruję się na relacji, która mnie dotyczy, bo nie skończę tego eseju do końca życia. A jest o czym pisać. W tej mieścinie też tworzy się historia, niemniej ważna, niż historie wielkich rodów czy metropolii.

W lipcu 1997 roku posłano mnie do parafii greckokatolickiej w Białym Borze wraz z ks. Piotrem Baranem, ażeby służyć ludziom. W tym czasie kończono budowę nowej cerkwi autorstwa Jerzego Nowosielskiego. Piotr i ja nie tylko czuliśmy wyzwanie, ale także lęk. Podołamy? Wszystko świeże, środków brak, a chcą tę cerkiew święcić we wrześniu 1997 roku. To był dla mnie nowy świat, nowi ludzie, a ja w takich sprawach jestem nieporadny. Dobrze, ze obok mnie był Piotr, a ma do tego smykałkę i ‘nosa’. Pomału zaczęliśmy opanowywać sytuację na parafii.

Pod koniec sierpnia (1997) przyjechał Nowosielski z Bogdanem Kotarbą – architektem, aby dokończyć swoje dzieło (polichromie ikon Archaniołów). Mieszkali obok nowobudowanej cerkwi i cierpliwie malowali polichromie ikon i wzbogacali historię Białego Boru. Z malowaniem ikon na zewnątrz był mały kłopot. Nowosielski nie chciał wejść na rusztowanie. Zwyczajnie – bał się. Inżynier Jan Batruch sprowadził dźwig z nośnikiem i koszem, aby mistrz Jerzy czuł się bezpieczny. Jednak i to przysporzyło Mu ogrom lęku i wątpliwości do momentu, aż się zgodził. Udało się przedsięwzięcie i malowanie. Wszyscy poczuliśmy ulgę, a największą B. Kotarba, który martwił się mistrzem.

Jest taki epizod, który chciałbym przytoczyć. Pewnego razu, gdy Profesor malował we wnętrzu cerkwi na suficie w „czaszy” (w kopule) „Chrystusa Pantokratora”, przyszedł do Niego białoborski „filozof” i zadał Mu nurtujące go pytanie: «А кого Пан там розмальовуєш?» („A kogo Pan tam malujesz?”). Nowosielski rzadko się denerwował, lecz nie tym razem. Odrzekł uniesionym głosem: «Шевченка! Христа не пізнають!» („Szewczenka. Chrystusa nie poznają”). Tam ludzie Chrystusa poznają, tylko nie tak mistycznego.

W czasie, gdy Nowosielski z Kotarbą byli w Białym Borze, świadomie nie odwiedzałem ich, ani nie aranżowałem spotkań, gdyż do takiej pracy jest im potrzebne wyciszenie. Profesor lubił ciszę, spokój. Był zawsze bardzo zamyślony, mistycznie smutny, czasami niecierpliwy, zaś oblicze Jego było ciekawe tego, co postrzegał.

W piątek, 19 września 1997 roku odbyła się peregrynacja z greckokatolickiej kaplicy na cmentarzu do nowej cerkwi. Procesyjny kondukt ulicami miasta zmierzał na miejsce swego przeznaczenia. Wierni byli związani z ukraińską kapliczką. Była ładna, „sui generis” (swojego rodzaju) wyjątkowa. Miała swój niepowtarzalny klimat. Żegnaliśmy to miejsce na kolanach, ze łzami w oczach i w oczekiwaniu, ze nowe czasy będą przychylniejsze dla tych ludzi i Kościoła, który dał świadectwo czystości wiary w Jezusa Chrystusa i Jego Kościół. To było bardzo refleksyjne wydarzenie dla wszystkich.

W niedzielę, 21 września 1997 roku, w dzień święta Narodzenia Bogurodzicy, która jest patronką białoborskiej parafii, greckokatoliccy biskupi: Jan Martyniak i Teodor Majkowicz, wraz z księżmi i rzeszą wiernych zgromadzili się w świątyni, aby dokonać aktu poświęcenia cerkwi. Odbyło się poświęcenie świątyni w wielkim uniesieniu serc. Obecni byli Jerzy Nowosielski z Bogdanem Kotarbą. Stali w zadumie w patio z lewej strony od wejścia do cerkwi. Liturgię śpiewał chór muzyki sakralnej „Syntagma”. Było uroczyście i po Bożemu.

Z cerkwią w Białym Borze był mały problem. Jej architektura i „czerwone” ikony podobały się tylko nielicznym. Kiedy zacząłem tłumaczyć sens tej sztuki, trochę to niespokojne, greckokatolickie „środowisko Boże”, wyciszyło się. Nie dziwię się wcale, ze ludzie mieli do tego rodzaju sacrum uprzedzenie. Gdy człowiek czegoś nie rozumie, i w dodatku, gdy poprzez to ma wyznawać swoją wiarę, czynić to jest niezmiernie ciężko. Nie bałem się tego wyzwania, aby ludziom tłumaczyć. Trochę rozumiem sztukę. Uczyniłem tak, jak mówiło mi serce i rozum. Czy dobrze? Tego nie wiem, ale wiem, ze po roku, w maju, wierni (szczególnie babcie) zaczęli przychodzić do cerkwi, na godzinę przed nabożeństwami majowymi. Pewnego razu kosząc trawę, zainteresowało mnie to, dlaczego? Spytałem starszą panią: „Dlaczego tak wcześnie pani przychodzi do cerkwi, przecież mówiła mi pani, ze jej się nie podoba”. Babcia odpowiedziała bardzo mądrze i filozoficznie: „Tak, tak. Mówiłam, ale przychodzę tu dlatego, ze jest fajnie, spokój wewnątrz, daleko od zgiełku życia. Tu jestem sama i jest dobrze”. Zrozumiałem wtedy dogłębnie słowa Nowosielskiego, prawie po roku, iż: „Ta cerkiew jest azylem od tego świata, od złego. Archaniołowie na górze tej cerkwi strzegą, aby diabeł tu nie wlazł”. [ koniec części 2; c.d.n. ]


[ 24. o2. 2o11 ]

______

W sobotę, 26 lutego 2o11 r. (w dzień pogrzebu) będzie ostatnia część eseju o Jerzym Nowosielskim (myśli wokół Jego osoby).


_ __ ___ ____ _____ ______ ___________ ______________ ... cum Deo ...


moisey b. drozd
2011-02-25


Pozostałe wpisy:

 
Dies Et Mens
Dzień i Myśl

Archiwum

Dies Et Mens
Wylistowane
Dies Et Mens
Dziecięca Kraina
Wylistowane
Dziecięca Kraina

Dies Et Mens i Dziecięca Kraina - ks. Moisey Bogdan Drozd © 2012
Dies Et Mens | Dziecięca Kraina

2 696 340